Nie od dziś wiadomo, że mam słabość do nadmorskich miast. A Coruña (po galicyjsku) czy La Coruña (po kastylijsku) – to nie jest nawet miasto NAD morzem. To jest miasto NA morzu, a dokładniej na półwyspie, otoczone przez Ocean Atlantycki. Smagane wiatrem, uderzane falami, nie skąpiło nam słońca podczas naszego pobytu w lipcu zeszłego roku, a przecież słońce w Galicji to nie jest taka znowu oczywistość. Mogliśmy jednak odetchnąć po estremadurskich (i indyjskich) upałach, zaczerpnąć rześkiego, morskiego powietrza.
Gdy wysiadamy z pociągu, zdumiewa mnie bryła tutejszego dworca – posępna, monumentalna, ponura. Potem dowiaduję się, że powstał w 1935 roku i już jakoś mniej mnie dziwi jego aparycja. Architektura radykalna w radykalnych czasach.
Naprzeciwko dworca rozciągają się osiedla bloków. Bloki, urbanistyczne gwiazdy XX-ego wieku, są stanowczo niedoceniane w relacjach podróżniczych! Toż to sama esencja „prawdziwego lokalnego życia”, którego śladów poszukują „prawdziwi podróżnicyniemylićzturystami”. W krajach, gdzie powszechna jest kultura stołowania i spotykania się poza domem, wśród mrówkowców można odnaleźć prawdziwe gastronomiczne perełki, chociaż może akurat nie kuchni molekularnej. To napisawszy, muszę się sama uderzyć w pierś, bo chociaż zdarza mi się zawędrować na jakieś osiedle i spędzić na nim miłe popołudnie, zazwyczaj nie mam potrzeby fotografowania go.
Meldujemy się szybko w pobliskim hotelu, a potem ruszamy przez osiedla na północ, do salonów tego eleganckiego miasta, które słynie z fasad pokrytych galeriami okien w białych ramach.
Jest też kilka secesyjnych sztuk
Przez Starówkę przebijamy się na drugą stronę cyplu, na Pasaż Morski.
Playa de Riazor
Krętą ulicą zmierzamy do jednej z głównych atrakcji: Wieży Herkulesa. Jest to najstarsza na świecie działająca latarnia morska, zbudowana przez Rzymian w II wieku. Tak, w DRUGIM!! Miejsce rzeczywiście robi wrażenie: za plecami miasto, przed nami taaka perspektywa. I wiatr! Ponoć było to jedno z ulubionych miejsc małego Pablo Picassa. Zamieszkał w La Coruñii, gdy miał 9 lat, a jego ojciec objął stanowisko nauczyciela w miejscowej szkole artystycznej. Tutaj rodzina spędziła 4 lata przed przeprowadzką do Barcelony, tutaj genialny, acz wówczas nieletni, artysta miał swoją pierwszą wystawę. Tuż obok znajduje się miejscowa Akademia Sztuk Pięknych, która obecnie nosi jego imię.
Obchodzimy wieżę dookoła, na pobliskiej róży wiatrów spotykamy grupkę turystów z przewodnikiem w przebraniu. Zauważyłam już w innych miejscach, że przewodnicy w Hiszpanii muszą się wykazywać talentem dramatycznym :)
Swego czasu udostępniłam na fanpejdżu stronę, gdzie najsłynniejsze zabytki świata pokazane są w szerszej perspektywie, wraz z przyległościami. Nie zawsze zresztą to otoczenie jest odstraszające, czasami po prostu zaskakujące. To samo zauważyłam w La Coruñii – puste plaże jak żywcem wyjęte z katalogu egzotycznych wojaży…
… a zaraz obok osiedla. Może to sąsiedztwo niezbyt dodaje uroku plaży, ale za to niewątpliwie osiedlu. Kto by nie chciał mieć takich widoków z okna? I to okna bloku, nie super wypasionej willi.