Po pierwsze: robi się gorąco.
Jeszcze jest przyjemnie – 27-28 stopni, a nawet odświeżająca bryza. W domu 23, wieczorami 19-20, więc kocyk pod ręka jeszcze się przydaje. Od weekendu nie będzie już tak pięknie. Pytanie: „Czy jest możliwe życie po 30tce?” nabierze innego znaczenia. Wszyscy nam powtarzają, że mamy ogromne szczęście, gdyż lato w tym roku przychodzi późno. Doceniam.
Po drugie: robi się gorąco.
Na początku nowopoznane osoby ze współczuciem kiwały głowami: biedactwo, cały dzień SAMA w domu, może na kurs reiki byś się zapisała, albo na salsę (sic!). Wybaczam im, bo nie znają mnie. Ja naprawdę nie potrzebuję pomysłów na tzw. zabijanie czasu. Ja mam problem wręcz odwrotny! Podstępny mój kalendarz towarzysko-kulturalny zapełnia się niepostrzeżenie. Głowę bym dała, że bez mojego udziału. Tu tylko obiadek, tam tylko wystawa, biblioteka, a może jeszcze runda po bazarach. Udzielam sobie jednak dyspensy, bo pogoda cudna, a za chwilę będziemy skakać spod jednej klimy pod drugą, bo Delhi to wciąż jeszcze dla mnie tabula rasa, bo, żeby znaleźć jedną bratnią duszę, trzeba najpierw spotkać 1500 mniej bratnich.
Po trzecie: robi się gorąco.
Miałam piłować pazury i czytać przysłowiowego Prousta. Moja polonistka kiedyś powiedziała, że, aby go przeczytać, najlepiej wyjechać na bezludną wyspę. Dla mnie to po prostu miejsce, gdzie telefon dzwoni rzadziej, czyli tutaj. Ale nie ma tak pięknie. Tak, jak niektórzy szukają mi rozrywki, inni bardzo by mi chcieli zorganizować zatrudnienie. Prośbą i groźbą chciałoby się powiedzieć, ale na mnie groźby raczej nie działają, a dużo prośby już niestety tak. Więc ślęczę nad Photoshopami, In Designami itp. W ramach tych rozrywek odwiedzam czasami drukarnię:
Co by na to Durczok powiedział?
Po czwarte: robi się gorąco…
…i to mi przypomina, że najwyższa pora zorganizować nasze wakacje. Tradycyjnie miesiącem urlopowym jest czerwiec, ale każdy, kto może, wyjeżdża już od połowy maja. Takie przygotowania to niezłe wyzwanie logistyczne i trylion internetogodzin. Więc do roboty!
Pozdrawiam z Sajgonu – tutaj tez ciepluchno sie robi…
cóż mogę powiedzieć: „zazdraszczamy”:)